Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

14 Wrz
2022

Rollercoaster Lewandowskiego

kategoria: Sport
godzina: 13:05
Udostępnij:

Wolne Miasto Warszawa, 14.09.2022.

Wczoraj wieczorem oczy sporej części kibiców piłkarskich zwrócone były na Bawarię, gdzie Bayern Monachium, w ramach gier ligi mistrzów, podejmował słynną ekipę z Barcelony.

Oczywiście tematem numer jeden była kwestia wpływu na grę... obu drużyn – braku lub obecności w nich Roberta Lewandowskiego, który pierwszy raz od lat ośmiu wybiegł na stadion w Monachium jako ktoś reprezentujący gości, a nie gospodarzy.

Teoretycznie, końcowy rezultat 2 : 0 dla Die Roten, jasno i jednoznacznie wskazuje na wynik debaty podjętej na ten temat równolegle do zmagań na boisku.

Równocześnie, tradycyjnie, ekstremalność ocen, opartych tylko na bardzo prostej i płytkiej analizie rezultatu oraz efektów gry RL9 i obu zespołów – zawęża nieco i deformuje prawdziwy obraz.

W żaden sposób nie kwestionuję tu stwierdzeń, że Bayern był zespołem lepszym, skuteczniejszym, dojrzalszym i grającym z większą determinacją oraz konsekwencją, bo bez dwóch zdań był i chwała mu za to.

W tym wszystkim, przy porażce, również ocena gry Lewego też nie może być zbyt wysoka i w jakikolwiek sposób usprawiedliwiająca jego występ, którego faktycznie nie można zaliczyć do błyskotliwych ani wiekopomnych.

To fakt bezsporny.

Jednak odkładając nieco na bok chwilowe emocje i bezpośrednie wrażenie odniesione podczas meczu, sądzę, że na wszystko należy spojrzeć w nieco szerszym kontekście.

I tu zacząłbym od globalnego spojrzenia na sytuację obu zespołów.

Die Roten są (oczywiście na bieżąco zmienianą jak każda z topowych ekip) drużyną w pewnym sensie już ułożoną, ukształtowaną i od lat rozpędzoną.

Do tego, od jakiegoś czasu mentalnie i organizacyjnie przygotowywaną na moment, gdy w jej szeregach miało już nie być RL9, który przez ostatnie osiem lat stanowił jej kluczowy element.

Dla odmiany Blaugrana to zespół, który od kilku lat (nawet jeszcze za czasów z Leo Messim w składzie) nie mógł odnaleźć się na wyżynach klubowego futbolu.

Zeszły rok – już bez Messiego – był dobitnym tego potwierdzeniem.

Pomysł Lewandowskiego na dołączenie do ekipy ewidentnie słabszej od jego poprzedniego zespołu i wymagającej totalnej przebudowy (oraz świadoma zgoda na obniżenie bezpośrednich zarobków), moim zdaniem, oparty był na wierze w to, że bądź co bądź legendarna marka piłkarska, pod wodzą Xaviego i przy zarządzaniu Prezesa Laporty – wróci na historycznie przynależne jej i przez lata wywalczone miejsce.

Wiadomo, że tego nie osiąga się w pięć minut i nie w ciągu trzech meczy.

Zespół nie składa się wyłącznie z Lewandowskiego, a jego gra i efektywność są zawsze ściśle skorelowane z grą reszty drużyny.

Jego niesamowita skuteczność w Bayernie wynikała z lat współpracy z poszczególnymi partnerami oraz wypracowanymi schematami ustawień, zagrań i sposobów prowadzenia gry przez jego zespół, który potrafił wykazywać wyższość piłkarską wszystkich zawodników występujących na poszczególnych pozycjach i w różnych formacjach.

Zwycięstwo Bayernu w tym meczu było raczej do przewidzenia, niezależnie od pojawiających się ocen wskazujących na jakiś jego poważny kryzys, związany z ostatnimi trzema ligowymi remisami – przy równoczesnej euforii Socios, wierzących, że w miesiąc w Katalonii stał się cud.

Dość kuriozalna, niestety typowa schizofrenia teoretyków futbolu i niestabilnych emocjonalnie kibiców – najpierw, po kilku bardzo wysoko wygranych meczach, wynosiła Bayern na niebotyczne szczyty wirtuozerii i jednoznacznie upatrywała w tym szczęścia związanego z odejściem RL9 i odblokowaniem się wszystkich zawodników, by po dwóch tygodniach... narzekać, że nie ma Lewandowskiego i bez niego to zespół nie istnieje.

Mam wrażenie, że większość „ekspertów" spędza dni i noce waląc w FIFĘ, w której kilkoma zmianami cyfrowych ustawień może sobie wszystko zaplanować.

Jak na razie, w realu (ale nie mam tu na myśli zespołów z Madrytu, Sewilli, czy tam jakiegoś innego Sociedad) jeszcze nie grają avatary, a prawdziwi ludzie, których co prawda można szkolić, uczyć, trenować i przygotowywać taktycznie oraz mentalnie do meczu, ale (na szczęście) nie da się ich zaprogramować na automatyczne, 100% realizowanie wgranego programu.

I na tym też, a może przede wszystkim, polega piękno i nieprzewidywalność piłki nożnej, bo to pozwala za każdym razem oglądać mecz z dreszczykiem emocji, oczekiwania przeżycia czegoś nowego, wyjątkowego i w danym momencie zaskakującego.

Barcelona z kolei, będąc przez ostatnie co najmniej półtora miesiąca na nieustanej huśtawce nastrojów związanej ze zwariowaną karuzelą transferową i cyrkiem z rejestracją pozyskiwanych zawodników – nie ma nawet technicznego prawa do osiągnięcia jakiejkolwiek stabilizacji mentalnej, o wirtuozerii piłkarskiej, zgraniu i ułożeniu zespołu nie wspominając.

Ale podobna emocjonalna niestabilność prezentowana w Hiszpanii przez ichnich „znawców" tematu, odwracając oceny „niemieckie" – najpierw piała z zachwytu nad Lewym i nowym obliczem odradzającego się powoli zespołu Barcelony, by teraz od razu ich kompletnie skreślić i pogrzebać.

To tak nie działa.

W tym momencie Blaugrana ani nie jest mistrzem świata, ani nie jest przegranym i skończonym tworem – jest w nader intensywnej i, moim zdaniem, całkiem sprawnie przeprowadzanej przebudowie.

Zespoły tak silne jak Bayern, wygrywając z Blaugraną, są oczywiście punktem odniesienia dla jej aktualnego miejsca, ale w żaden sposób nie determinują ani nie wieszczą jej klęski.

Barcelona, po beznadziejnym pierwszym meczu ligowym (i tu nie chodzi mi tylko o remisowy wynik) – zagrała kilka dobrych spotkań, w których widać było, że buduje swoją nową jakość.

Ale oczywiste jest, że marsz na szczyt nie jest ani łatwy, ani płynny, ani nawet jednokierunkowy.

Trener i zespół muszą szukać ustawień, składów, schematów i... nieprzewidywalnej kreatywności poszczególnych zawodników robiących różnicę, ale to można tworzyć dopiero w oparciu o swego rodzaju monolit powstały poprzez kształtowanie charakteru i wyrazu drużyny złożonej z rozumiejących się i współpracujących ze sobą ogniw.

Xavi, mający wielu dobrych i bardzo dobrych zawodników, musi nimi rotować, bo w większości potrzebują wejścia w rytm meczowy gwarantujący, a w zasadzie warunkujący dojście do optymalnej formy, dlatego też ta nowa Blaugrana nie ma jeszcze wypracowanych, iskrzących więzi boiskowych pomiędzy poszczególnymi zawodnikami.

Z mojego punktu widzenia, w kilku przypadkach, widać już swoistą chemię między nimi, wskazującą na wielki potencjał tego zespołu, ale dziś to jest jeszcze za mało, by pojedynczymi zagraniami wygrywać mecze z najlepszymi, bo do tego potrzebna jest stała jakość na najwyższym poziomie i w każdym elemencie.

Uważam również, że po pierwsze, Barca nie w każdej formacji ma zawodników potencjalnie najlepszych na danej pozycji, po drugie, niezależnie od tego, jej zawodnicy aktualnie nie są jeszcze w swojej najwyższej formie, bo odbudowywanie fizyczne i psychiczne wymaga czasu, a po trzecie, akurat w tym meczu – wyjściowy skład powinien być, według mnie, nieco inny.

Można by rzecz, że mądrzenie się z kanapy i pouczanie Xaviego jak ma prowadzić swoją drużynę – to co najmniej bezczelność, ale, przynajmniej jako kibic, uzurpuję sobie prawo do oceny drużyny, której ostatnio kibicuję dużo bardziej i zależy mi na jej dobrych wynikach.

To zresztą dosyć ciekawe, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy moje mazowieckie serce zaczęło bić jakoś tak mocniej po katalońsku niż po bawarsku, ale tego chyba nie muszę wyjaśniać...

Tak czy inaczej, Xavi, nawet korzystając z dostępnej mu kadry, ustalając skład na mecz z Bayernem powinien wiedzieć, że kluczowa będzie umiejętność konstrukcji akcji i panowania w środku pola, bo to zapewnia i umożliwia kreowanie skutecznych działań ofensywnych oraz stwarzanie sytuacji, kontrolowanie tempa gry, a poza tym determinuje koordynację i współpracę pomiędzy defensywą i ofensywą.

Jakby na to nie patrzeć, najlepszym do tego zawodnikiem jest De Jong, który... rozpoczął mecz na ławce (co uważam za błąd Xaviego), ale jeśli już, to (moim zdaniem) siedział na niej o wiele za długo, a na pewno powinien pojawić się na placu najpóźniej natychmiast po stracie pierwszego gola w 50 minucie.

Gdy wszedł było już 2 : 0 dla Bayernu i w zasadzie było już pozamiatane.

Sądzę, że wspólnie z Gavim mają szansę tworzyć znakomity, świetnie uzupełniający się duet, zwłaszcza że Busquets, według mnie, ewidentnie się kończy i podobnie jak Pique (sporo siedzący ostatnio na ławie) nie powinien być traktowany jak filar, a jako zmiennik dla tamtych, wchodzący pod koniec meczu, by wprowadzać spokój i utrzymać wynik, równocześnie rywalizując z już mocno zmęczonymi rywalami, a nie „świeżakami" w pełnym gazie.

Ustawienie, w którym obrońcy Barcy, grający pod pressingiem agresywnie ustawionych zawodników Die Roten, nie mają z kim grać, bo reszta zespołu zakotwiczyła na połowie boiska – od początku wyglądało na samobójcze i powodujące, że o ile Blaugrana w pierwszej połowie jakimś cudem nie straciła bramki, to, jak na nią, nie miała możliwości kreacji zbyt wielu akcji w pełni kontrolowanych i zabezpieczonych przed kontratakami w chwili nagłej utraty piłki.

I nie zmienią tego ani nie ukryją nawet w miarę optymistyczne statystyki z pierwszej połowy, bo liczenie na łut szczęścia i pojedyncze akcje szarpiących się z dobrze poukładaną obroną Lewego, Raphinii, czy Dembele – to nie jest i nie może być recepta na Bayern.

Tym bardziej, że znakomity Gavi musiał bez przerwy operować na lotnisku tzn. latać z wywieszonym ozorem jak wahadło od jednego pola karnego do drugiego.

To nie Ben Johnson ani Wilson Kipketer, którym niewymowną radość sprawiało samo bieganie dla biegania, bo Gavi biega po coś zupełnie innego, a w tym – zbyt dużo wykańczającego biegania – bardzo przeszkadza.

Brak zespołowego wsparcia i koordynacji w grze poszczególnych formacji powodował, że ataki były nieco chaotyczne, a w pierwszej połowie rozbijały się o zorganizowany, bawarski, niezwykle solidny mur.

Dembele, po kilku ostatnich dobrych występach – od początku meczu był cieniem samego siebie i znowu wyglądał jak jeździec bez głowy, bez przerwy tracąc piłkę i psując akcje.

Moim zdaniem powinien zacząć na ławce, albo trafić na nią najpóźniej w przerwie meczu.

W takim meczu liczą się indywidualności potrafiące w sposób nieszablonowy wykreować wartość dodaną, a tym razem Dembele nie oferował niczego takiego.

Według mnie takim zawodnikiem jest Ansu Fati i to on powinien mieć szansę na grę od początku, nawet z automatycznym założeniem, że zostanie zmieniony, gdy zabraknie mu pary.

Dawał nadzieję na to, że akcje będą nieszablonowe, wzajemnie nakręcając i jego, i Raphinię, i RL9, czy Pedriego do robienia rzeczy wyjątkowych i spektakularnych.

Myślę również, że wnosi do gry Blaugrany więcej niż zagubiony nieco, wpuszczony przed nim Ferran Torres.

U Lewego widać było stres (co zrozumiałe) i zbytnią chęć udowodnienia wszystkim i sobie, że dobrze zrobił zmieniając klub, co powodowało, że nawet w sytuacjach bramkowych podświadomie drżała mu noga i niestety pudłował.

Niemniej jednak nie można oczekiwać, by Lewy sam wygrywał mecze, szczególnie z tymi najsilniejszymi, zwłaszcza że akurat wczoraj, jego wieloletni byli już kumple - byli podwójnie zmotywowani do tego, by, nawet poprzez potrojone krycie, nie pozwolić mu na strzelenie bramki.

A to oznacza również, że jego nowi koledzy z obecnej drużyny  jeszcze nie potrafią wykorzystywać przestrzeni i swobody jaką im stwarza i daje RL9 poprzez absobowanie i koncentrowanie na sobie uwagi kilku zawodników przeciwnika.

Bayern wygrał zasłużenie, ale Barca nie została pożarta, pokazała, że budzi się w niej potencjał i moc, a także, że już niedługo możemy trwale obserwować jej inne, dużo silniejsze oblicze, bo wydaje mi się, że wyjątkowa indolencja strzelecka była wyłącznie chwilowa, a nie systemowa, a co najważniejsze w miarę łatwa do wyeliminowania poprzez wprowadzenie wspomnianych korekt taktycznych.

Pewne rzeczy zweryfikują krytyczne mecze z Interem Mediolan, bo one pewnie zadecydują bezpośrednio o wyjściu z grupy i awansie, ale jestem gotów zaryzykować tezę, że rewanż w Barcelonie wcale nie będzie spacerkiem dla Bayernu, a mało tego, nie zdziwiłbym się, gdyby Barcelona wygrała go i 4 : 0, bo w oparciu o to co ma – może szybko poprawić swoją grę i skuteczność.

A Bayern jest oczywiście bardzo dobry, ale wcale nie jest aż tak wybitny, jak to było za czasów... Hansiego Flicka, no ale wtedy miał u siebie też i Roberta.

A teraz ma go Barca i jeśli będzie mądra jako zespół, sztab szkoleniowy i cały wielki klub – to na pewno to wykorzysta.

 

Ja Ja, Polak mały

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone