Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

09 Lis
2022

Lewandowski omal nie zwolnił Xaviego

kategoria: Sport
godzina: 21:41
Udostępnij:

Wolne Miastiarszawa, 09.11.2022

Wczoraj wieczorem Barcelona grała wyjazdowe ligowe spotkanie z Osasuną Pampeluna.

Bezpośrednią stawką tego meczu było co najmniej utrzymanie prowadzenia w La Liga i przewagi nad drugim w tabeli Realem Madryt na dłużej, bo ta kolejka jest na razie ostatnią przed... Sylwestrem, z uwagi na przerwę w rozgrywkach powodowaną nadchodzącymi, dziwnymi Mistrzostwami Świata w Katarze.

Mecz ostatecznie zakończył się zwycięstwem Blaugrany 2 : 1, z tym, że taki wynik – przed meczem pewnie nie byłby dla nikogo zbyt wielkim zaskoczeniem, a w związku z samym przebiegiem gry i wydarzeniami w trakcie tego spotkania – należy traktować... jako dość duży, a nawet zaskakujący, sukces Katalończyków.

W dużej mierze przyczynił się do tego Robert Lewandowski, ale tym razem wcale nie strzelanymi golami ani znakomitymi asystami.

Już w 6 minucie, w dość kontrowersyjnych okolicznościach, Barca straciła bramkę – po rzucie rożnym wykonywanym przez gospodarzy grających od początku spotkania niezwykle ofensywnie.

Gol został uznany choć tuż przed strzałem na bramkę nieupilnowanego przez Busquetsa Garcii, w wielkim zamieszaniu, moim zdaniem, bez piłki został sfaulowany, staranowany i powalony na ziemię Marcus Alonso, co pozostało nie bez wpływu na reakcję, a w zasadzie jej brak na oddawany strzał – pozostałych zawodników defensywy Barcy, z bramkarzem Marco Andre Ter Stegenem na czele.

Sędzia, nawet po konsultacjach z „Varem", nie dopatrzył się jednak żadnego przewinienia i gospodarze mogli świętować zdobycie gola.

Blaugrana, ani przed tym golem, ani długo po jego utracie, nie sprawiała wrażenia drużyny, która ma jakiś jakkolwiek sprecyzowany plan na rozegranie tego meczu, a już na pewno nie na jego wygranie.

To zresztą nie dziwi mnie zbytnio, bo od dawna mam wrażenie, że tak było w każdym rozgrywanym przez nią meczu.

Sposób ustawienia drużyny oraz (nie)konstruowania akcji wskazywał wyraźnie, że zanosi się na typowy już kompletny bałagan, nieład i brak wizji jak mają grać.

Dość szybko wpasował się w to dodatkowo RL9, który swoją słabą grę podkreślił bezsensownie „zarobioną" żółtą kartką, którą otrzymał w 11 minucie za trzymanie i faulowanie obrońcy, który zabrał mu źle przyjętą przez Roberta piłkę i wychodził z kontrą.

Błąd i faul taktyczny były następstwem złego ustawienia zespołu i braku wizji budowania akcji, bo Lewy wycofując się niemal pod koło przy linii środkowej w ataku i tak był w zasadzie sam, otoczony kilkoma obrońcami, a mimo to zamiast zagrać z pierwszej i dać szansę kolegom na przeniesienie gry na wolne pole – próbował piłkę przyjmować, wikłając się tym samym w niepotrzebną przepychankę z obrońcami.

Po raz kolejny brak panowania drużyny nad środkiem boiska powoduje, że nie ma żadnego logicznego połączenia pomiędzy defensywą, a ofensywą Blaugrany.

To sprawia, że obrońcy wyprowadzając akcje nie mają z kim grać (zwłaszcza przy całkiem niezłym pressingu przeciwnika), a gdy piłka nawet już trafia do napastników, to ci z kolei są osamotnieni w ataku i szarpią się bezładnie w pojedynkę, próbując ograć kilku dobrze wzajemnie asekurujących się obrońców przeciwnika.

Szanse na jakikolwiek sukces takiego grania są znikome, zwłaszcza w aktualnej formie i śladowej dynamice szczelnie krytych zawodników Blaugrany.

Robert, zamiast czekać lub wybiegać na piłki otwierające drogę do bramki lub pozwalające na oddanie strzału bezpośredniego – wycofuje się i szukając gry próbuje rozgrywać, co zupełnie nie jest jego rolą.

Tę rolę mógłby nieźle pełnić De Jong, ale ten co chwila musiał zmieniać pozycje i asekurować popełniającego błąd za błędem Busquetsa, który raz za razem tracił piłkę i stwarzał zagrożenie pod własną bramką.

Akcje Barcy nie kleiły się zupełnie, a w 31 minucie, po długim wybiciu piłki przez jednego z obrońców z własnego pola karnego (raczej na uwolnienie niż do kogokolwiek) – osamotniony Lewandowski, w asyście dwóch obrońców Osasuny... dopełnił i zakończył swój udział w tym meczu.

RL9 próbując dopaść do odbitej wysokim kozłem piłki – w zasadzie nawet na nią nie patrząc – władował się z całym impetem w wyskakującego do niej strzelca bramki dla Osasuny

Daniego Garcię, przy okazji wymierzając mu cios łokciem w szczękę.

Sędzia, który był o kilka metrów od nich – widział wszystko bardzo dokładnie i nie potrzebował żadnych podpowiedzi z Varu, by wiedzieć, że Lewemu należy się czerwona kartka.

Ten, udając niewiniątko, zdawał się nie rozumieć dlaczego wylatuje z boiska, co ostentacyjnie podkreślił jeszcze kilkoma dziwnymi gestami, które teraz są i będą przedmiotem głębszej analizy kilku gremiów odpowiedzialnych za decyzje o dalszych konsekwencjach takiego zachowania.

Może się okazać, że Robert będzie pauzował nie tylko w kolejnym meczu (z Espanyolem), ale kara może zostać rozciągnięta i na inne, późniejsze mecze.

Tak czy inaczej zostawił Barcę w 10, w bardzo trudniej sytuacji, przy wyniku potencjalnie odbierającym jej prowadzenie w La Liga.

Moim zdaniem zachowanie co najmniej bezsensowne i kompletnie nie przystające do oczekiwań i wymagań wobec zawodnika tej klasy, chcącego odgrywać w zespole wiodącą rolę, tym bardziej przy aspiracjach i planach przejęcia roli kapitana po odchodzącym Gerardzie Pique.

Co ciekawe, ten, mimo że oficjalnie zakończył karierę, to był w tym meczu jeszcze głębokim rezerwowym, co dało mu prawo do siedzenia na ławce, a skutkowało tym, że w przerwie meczu, w tunelu, werbalnie wulgarnie zaatakował sędziego, za co też otrzymał... czerwoną kartkę.

To już chyba jeden z najmniej chlubnych sposobów na wieńczenie kariery, bo dla mnie nieco przypominający czerwoną kartkę jaką kiedyś otrzymał na koniec swojej Zinedin Zidan za brutalny, chamski atak z byka na Matterazziego (przez co, według mnie, Francja przegrała Mistrzostwo Świata z Włochami w 2006 roku).

Tutaj, takie zachowanie Pique, Lewemu nie pomogło na pewno, a czy wyzwoliło w Barcelonie jakieś dodatkowe pokłady energii i złości, to nie wiem, ale trzeba powiedzieć, że sama Barca nawet przed przerwą, a już po zejściu Lewego – zaczęła grać lepiej, a w drugiej połowie jej gra wyraźnie zaczęła mieć przebłyski jakiejś koncepcji budowania akcji i dążenia do strzelenia gola.

Dość powiedzieć, że już w 47 minucie Blaugrana... wyrównała po składnej akcji i strzale Pedriego, a przez resztę meczu bardzo dzielnie i ofiarnie unikała straty gola i sama próbowała zdobyć swojego kolejnego.

Szokująco niemal dla wszystkich, w 85 minucie, budując swój atak... pozycyjny, Katalończycy wykorzystali błąd ustawienia Osasuny, która starała się zbytnio skrócić pole gry, ustawiając swoją linię obrony na 25 metrze.

Ustawiony w zasadzie na linii środkowej (ostatni, poza ter Stegenem, w Barcie) Frankie De Jong, po otrzymaniu piłki wycofywanej do niego przez szukających wolnego zawodnika pomocników – dostrzegł urywającego się obrońcy Raphinię, który z prawej strony ruszył w poprzek boiska, biegnąc w kierunku łuku przed polem karnym.

De Jong dograł mu idealną, miękką piłkę za obrońców, a ten, uderzając bezpośrednio głową nad wybiegającym do niego bramkarzem, spektakularnym lobem zdobył zwycięską bramkę.

Akcja była jeszcze sprawdzana przez Var, ale okazało się, że kryjący go obrońca, nie dość, że się zagapił i dał mu się urwać, to złamał też linię obrony stojąc pół metra bliżej do swojej bramki niż stoper i reszta, co pozwoliło Raphinii na wbiegnięcie za nich, bez powodowania spalonego.

Koniec końców Barca dowiozła prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego i tym samym, bardzo szczęśliwie, wywiozła trzy punkty z bardzo trudnego terenu, odwracając losy niemal przegranego już meczu.

To bardzo ważne w kontekście budowania pewności siebie zespołu i umożliwienia uruchomienia w zawodnikach drzemiących w nich, a w zasadzie uśpionych przez Xaviego, umiejętności wykorzystania własnego potencjału.

Niestety po raz kolejny okazało się, że Lewy nie daje Barcie tego na co wszyscy liczą i nie ciągnie zespołu w najtrudniejszych momentach (choć oczywiście nadal pamiętamy jego zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry z Valencją), bo wszystkie znakomite zagrania zaczynają blednąć przy wielu sytuacjach, w których zawodzi albo nie robi spodziewanej różnicy.

Pokrzepiające dla Barcy jest to, że zespół potrafił podnieść się po utracie bramki i Lewego, i grając w 10 znalazł w sobie gen zwycięzców, powodujący, że dążyli do celu bez względu na przeciwności.

To nie jest może poziom Bayernu z roku 2020, w którym w meczu z VFB Stuttgard, po stracie zawodnika Die Roten wpakowali im... 4 gole, w tym Lewy zdobył hat tricka, ale należy zauważyć pewien postęp.

Pytanie tylko, czy mimo wszystko nawet nieźle grająca Osasuna ma być wyznacznikiem poziomu i klasy Barcelony mającej mocarstwowe ambicje, bo ja jakoś nie potrafię sobie przypomnieć okresu hegemonii zespołu z Pampeluny ani w Europie, ani nawet w samej Hiszpanii, nawet cofając się pamięcią do czasu gdy grał w niej Jan Urban.

Punkty cieszą, pozycja lidera w lidze w sumie nawet zaskakuje, tylko że Barca ciągle nie jest zespołem na miarę oczekiwań, zwłaszcza tak wygórowanych i tak sowicie opłaconych...

A RL9 pokazuje, że jest tylko człowiekiem, popełnia błędy i nie jest zimną, zaprogramowaną maszyną.

Może to pozwoli mu też zastanowić się nad sobą i swoją rolą w zespole, bo żeby być gwiazdą trzeba stale świecić mocnym blaskiem, pomimo że czasem zdarzają się zaćmienia – ale musi pamiętać, że te wynikają jedynie ze swego rodzaju zasłonięcia gwiazdy, a nie zaprzestania przez nią świecenia.

A paradoksalnie, może taki zimny prysznic otrzeźwił też i samą Barcelonę, bo wreszcie pokazała, że ma jaja.

Xavi dostał w prezencie nie tylko trzy punkty, ale i sporo czasu na wykonanie bardzo ważnej pracy nad zespołem (nawet zdziesiątkowanym przerwą na reprezentacje), bo jeśli tego nie zrobi właściwie, to może się okazać, że nowy rok jako trener Barcelony – będzie obchodził już zupełnie kto inny...

 

Ja Ja, Polak mały

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone