Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

08 Lis
2020

Der Klassiker - a jednak Bayern

kategoria: Sport
godzina: 09:29
Udostępnij:

08.11.20 Wolne Miasto Warszawa

 

Wczoraj można było zobaczyć bardzo dobry i w zasadzie wyrównany mecz na szczycie ligi niemieckiej.
Ostatecznie 3 : 2 wygrał Bayern Monachium, pokonując grającą u siebie Borussię Dortmund.
Na podkreślenie zasługuje więcej niż dobra gra „Lewego", który miał swój udział przy wszystkich golach Bayernu.
Zwycięskie gole dla Die Roten zdobyli kolejno Alaba, Lewandowski i Sane.
Pierwsza bramka Alaby na 1 : 1, padła po bardzo sprytnym rozegraniu rzutu wolnego z 18. metrów, w którym przebiegający nad piłką i wychodzący na wolną pozycję po prawej stronie RL9, zaabsorbował na chwilę obrońców, co pozwoliło Alabie, przy asyście Mullera, precyzyjnym strzałem, choć z rykoszetem, pokonać Burkego.
Drugim golem Bayernu była znakomita bramka Roberta na 2 : 1, zdobyta głową, a strzelona w sposób potwierdzający jego klasę, gdyż sądzę, że nie ma wielu zawodników, którzy w tej akcji potrafiliby w ogóle oddać taki strzał, a tym bardziej zdobyć gola.
Ostatnia bramka to gol Sane na 3 : 1, po otwierającym drogę do branki podaniu od Lewandowskiego, zdobyty w typowym stylu Robena/Sane, bo chyba tak to trzeba już nazywać.
Nie piszę wiele o Borussi, ale to nie znaczy, że grała źle, w końcu przecież prowadziła, Haland miał ze cztery setki, Reus ze dwie, a wykorzystali po jednej i tylko dlatego przegrali.
Borussia była absolutnie równorzędnym przeciwnikiem i mogłoby się nawet skończyć remisem.
To co chcę podkreślić to hat-trick Lewego, który był ukoronowaniem jego gry, a który... nie został zaliczony.
Nie mam zwyczaju zbytnio czepiać się sędziów, ale dwie bramki nieuznane po analizach VAR, po minimalnych spalonych, to moim zdaniem przesada.
I wcale nie dlatego, że to Lewy (ostatnio Alvaro Morata tak stracił 3 trafienia – i wtedy słusznie).
Nie kwestionuję decyzji dotyczącej bramki na 4:2, bo faktycznie w momencie strzału Tolliso Robert był na spalonym, to jest oczywiste, choć paradoksalnie nie pomogło mu to w zdobyciu gola, bo wracał po odbitą piłkę i dopiero potem strzelił, a łatwiej by mu było, gdyby wcześniej stał już w miejscu swojego późniejszego strzału, dużo dalej od branki niż w momencie zagrania Tolisso.
A zatem pozycja spalona wcale nie pomogła mu w zdobyciu bramki, a on potwierdził, że potrafi strzelić nawet mając kilku obrońców blokujących drogę piłki do bramki.
Niemniej jednak nie ma cienia wątpliwości, że spalony był i bramki nie można było uznać.
Ale pierwszy gol, który wtedy dawałby Bayernowi prowadzenie, moim zdaniem był zdobyty prawidłowo.
Nie bardzo rozumiem, jak sędziowie postanowili zdecydować, że Robert był o milimetr bliżej od bramki niż ostatni (poza broniącym Burke) Manuel Akanji, bo patrząc na zatrzymywane przez VAR powtórki – https://sport.interia.pl/robert-lewandowski/video,vId,2977836 49. sekunda – to obrońca Borussii, pomimo tego, że był w linii dalej odsuniętej od bramki niż piłka, to był bardziej wychylony w kierunku własnej bramki niż biegnący do niej Robert.
Linia wyznaczona końcem jego prawej ręki jest bliżej bramki zarówno niż piłka, jak i jakakolwiek cześć ciała RL9.
Jeśli popatrzymy na same stopy, to w momencie podania... pędzący z piłką Gnabry jest najbardziej wysunięty, nawet poza linię goniącej go obrony Borussi, a ja sądzę, że to jest pewnie prawie pół metra, a zatem pomijając już w ogóle ustawienie RL9 wobec obrońców i ewentualne milimetrowe różnice – w chwili zagrania Lewy był za piłką, a nie przed, bo to Gnabry z piłką był najbliżej bramki.
A jeśli patrzymy (zgodnie z przepisem) na jakąkolwiek część ciała w momencie zagrania – to Manuel Akanji ma „najdłuższą" rękę, która wyznacza linię najbliższą jego bramki.
Oczywiście teraz żadne gdybanie nie ma sensu, Bayern wygrał i wszyscy o tym zapomną, ale gdyby nie wygrał, a także w kontekście prawdy, uczciwości, zwłaszcza w obliczu stosowania VARu i możliwości jego spokojnej i dokładnej analizy, jak również i statystyk, to jest niezwykle istotne.
Strzelanie przez Lewego kilku bramek w kolejnym meczu ligowym potwierdza jego znakomitą dyspozycję i ponownie uaktywnia dyskusję o walce o pobicie wydawałoby się ikonicznego już wyniku 40. goli Gerda Mullera z sezonu 1971/1972.
Ambicjonalnie miło by było, gdyby RL9 tego dokonał, bo niczego nie ujmując niemieckiej legendzie, która nota bene pogrążyła nas w walce na wodzie o finał MŚ w roku 1974, to uzyskanie, czy przekroczenie takiego wyniku obecnie, po niemal pięćdziesięciu latach i w zupełnie innej piłce – byłoby osiągnięciem nie tylko wybitnym, ale zgoła arcymistrzowskim.
A Lewy na to w pełni zasługuje.
Trzymając za niego kciuki, niezmiennie popieram VAR, tylko liczę na to, że będzie analizowany właściwie, zwłaszcza, że sędzia główny nawet nie raczył przyjrzeć się zapisom video osobiście, polegając w 100 procentach na opinii „doradców" dyżurujących i popijających kawkę w Kolonii.
A szkoda, bo może przy pierwszej bramce zobaczyłby znacznie więcej niż oni?

Ja Ja, Polak mały

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone