Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

13 Kwi
2021

Bayern zasłużenie za burtą ligi mistrzów

kategoria: Sport
godzina: 23:50
Udostępnij:

13.04.2021 Wolne Miasto Warszawa

Może się wydawać, że trzynasty okazał się pechowy dla ekipy z Monachium, bo nie awansowała do kolejnej fazy rozgrywek LM, ale to co pokazała w dwumeczu z Paris Saint Germain w żaden sposób nie dawało jej podstaw do tego, by go wygrać.
Oczywiście cała moja krytyka oparta jest na założeniu, że mówimy o zespole aspirującym do miana najlepszego, a tym samym takiego, od którego wymaga się dużo więcej oraz z pełną świadomością, że rywalizowali z drużyną, która zagrała świetny dwumecz, prezentując znakomity futbol, wybitne umiejętności panowania nad piłką i najwyższy kunszt piłkarski w każdym aspekcie swojej gry.
Neymar, Mbappe, Navas i spółka wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności i tym razem pokazali się ze swojej najlepszej strony, która potwierdza, że potrafią stanowić najwyższą możliwą jakość.
Niemniej jednak twierdzę, że to raczej bardziej Bayern przegrał ten dwumecz, niż samo PSG go wygrało, bo przyczyn porażki Bawarczyków upatruję wewnątrz zespołu, a nie w nawet najlepiej grających przeciwnikach.
W żaden sposób nie umniejsza to jednak chwały PSG i szacunku dla nich za zasłużone wywalczenie awansu.
Już pierwszy mecz w Monachium pokazał wszystkie braki jakie w tym sezonie niezmiennie prezentują gracze Die Roten.
Przerażające jest to, że od pół roku najlepsza drużyna świata z poprzedniego sezonu jest cieniem samej siebie i... nic z tym nie robi.
Odnoszę wrażenie, że trener Hans Dieter Flick, który w ciągu roku w sposób niezwykle spektakularny zmienił swój status z asystenta trenera na jednego z najlepszych szkoleniowców na świecie, odnosząc oszałamiający sukces i wygrywając absolutnie wszystko, co było do wygrania – zgasł równie szybko jak rozbłysnął.
To nie jest tak, że świadczy o tym przegranie tego jednego dwumeczu (bo przecież statystyki ma imponujące i niemal nieprawdopodobne), ale próba porównania Bayernu sprzed roku i teraz jest jak patrzenie na zupełnie inne drużyny, a za to odpowiada właśnie trener.
I nie chodzi o to, że w dwumeczu z PSG nie grał Robert Lewandowski, bo zespoły aspirujące do bycia najlepszymi nie mogą się tłumaczyć brakiem jednego, dwóch, czy nawet czterech zawodników, nawet jeśli Lewy jest w życiowej formie i został wybrany najlepszym piłkarzem świata w zeszłym roku.
W takich zespołach ławka musi być na tyle długa, że wymiana połowy pierwszej jedenastki nie powinna stanowić wielkiego problemu zwłaszcza, że osłabienia dotyczą też wszystkich innych drużyn, a więc w zasadzie nikt nigdy nie gra w teoretycznie najsilniejszym składzie.
Tym bardziej, że pewne wahania formy liderów (lub słabsze pojedyncze mecze) dają równocześnie szansę zawodnikom z drugiego szeregu na wejście na najwyższe obroty, zrobienie wyraźnych postępów, rozwijanie swojego potencjału i pokazanie, że potrafią przejąć na siebie dużo większe i ważniejsze role w zespole.
Bayern Monachium Anno Domini 2021 to zespół co najmniej o klasę gorszy od wersji sprzed roku i to w każdym elemencie.
Mówi się, że szczęście sprzyja lepszym i rzeczywiście w poprzednim sezonie wyraźnie można było zauważyć, że Bayern grając znakomicie, miał też wiele szczęścia w najważniejszych momentach.
Ale mimo wszystko obserwując grę Die Roten miało się absolutne przekonanie, że niepowstrzymana siła monachijskiego walca nie pozostawiała żadnych wątpliwości, który zespół był tym mistrzowskim.
I w żadnym momencie nie odnosiło się wrażenia, że grają z kimś lepszym od nich.
Ten rok pokazuje z kolei, że obniżeniu poziomu sportowego (a może raczej dużo słabszej grze taktycznej) towarzyszy również brak łutu szczęścia, tak potrzebnego w sytuacjach krytycznych.
Już pomijam „wpadki" w Bundeslidze, gdyż te w ciągu całego sezonu należy wkalkulować i uznać, że mogą się przytrafić nawet najlepszym, bo to w końcu nie są cyborgi ani zaprogramowane, zimne automaty.
Jednakże tak szybkie odpadnięcie z Pucharu Niemiec (w 1/16 z drugoligowym Holstein Kiel) było już wyraźnym sygnałem, że „źle się dzieje w państwie duńskim".
Siła i potęga Bayernu jest na tyle duża, że nawet w słabszej formie ma szansę na zwycięstwo w Bundeslidze, tym bardziej, że w tym roku kilka zespołów ma wielkie aspiracje przynajmniej na udział w lidze mistrzów i nawet jeśli nie są jeszcze w stanie wygrać całych rozgrywek ligowych to poszczególne mecze potrafią wygrywać z każdym, a tym samym zabierać punkty wszystkim, co powoduje wzajemne ich spowalnianie swojej pogoni za liderem.
Jednakże równocześnie jesteśmy w bardzo ważnym punkcie sezonu, w którym Bayern po odskoczeniu od RB Lipsk na 7 oczek (po meczu bezpośrednim dwie kolejki temu), w ostatniej, niespodziewanie, stracił dwa punkty z Unionem Berlin.
Ten remis może okazać się niezwykle kosztowny, bo Union nie był najgroźniejszym z czekających jeszcze Bayern rywali w końcówce rywalizacji.
Jakkolwiek obecne 5 punktów przewagi to sporo, to jednak przy nieustępliwej i konsekwentnej grze RB, może zniknąć w ciągu dwóch kolejek, a porozbijany fizycznie (plaga kontuzji + koronawirus) Bayern, może dodatkowo „siąść" psychicznie po dzisiejszej porażce w LM.
Przewrotnie, z zespołu będącego na piedestale, mogą nagle szybko pikować w sportową otchłań, bo po sezonie, w którym wygrali wszystko mogą ten zakończyć z niczym, gdyż przegranie rywalizacji również i w Bundeslidze byłoby dla klubu totalną katastrofą, która może, mimo wszystko dość niespodziewanie, spaść na niego na ostatniej prostej rozgrywek.
Choć przecież to nie jest takie zupełne zaskoczenie ani nagły grom z jasnego nieba, a ogólne, zewnętrzne zachwyty nad HDFem są moim zdaniem zbytnią egzaltacją zaciemniającą obraz zespołu, który wyraźnie nie jest już tym sprzed roku.
Wewnętrzne tarcia w relacjach z Dyrektorem sportowym Bayernu Salihamidźicem, świadczą też o nie najlepszej pozycji HDFa w kontaktach z władzami klubu, a to żadnej ze stron nie wróży świetlanej klubowej przyszłości.
W tej sytuacji odejście do reprezentacji Niemiec wydaje się być niemal przesądzone (i z punktu widzenia kontynuacji pracy z reprezentacją – logiczne), ale śmiem twierdzić, że to nie będzie takim pasmem sukcesów jak poprzedni sezon w Bayernie.
Odnoszę wrażenie (absolutnie nie ujmując niczego HDFowi jako trenerowi, bo warsztat ma znakomity), że w ostatnim czasie „na ławce" jest nieco zagubiony.
A dwumecz z PSG był tego dobitnym dowodem.
W pierwszym spotkaniu brak błyskawicznej i właściwej reakcji na kontuzję Leona Goretzki (zamieszanie z decyzją o zmienniku i opóźnienie zmiany) – skutkowało utratą drugiej bramki.
W dzisiejszym meczu Alfonso Davies był ewidentnie do zmiany już w pierwszej połowie, bo tym razem był najsłabszy na boisku robiąc błąd za błędem, a do tego przewracał się wielokrotnie, co świadczy również o błędzie doboru kołków, i trzymanie go na boisku do 72. minuty stwarzało tylko zagrożenie dla Bayernu.
Rozumiem, że ławka była krótka, ale Musiala dawał szansę na zmianę obrazu gry i mocniejsze wsparcie zespołu, chociażby pokazując swoją klasę w meczu z Unioniem, w którym strzelił bramkę w sposób niezwykle „mądry i sprytny", potwierdzając swoje nietuzinkowe umiejętności,  a takie były dzisiaj niezbędne.
Nie znam kulis ani powodów zmiany Choupo Motinga w 85 minucie, ale ściąganie przed końcem meczu swojego jedynego nominalnego napastnika, który w dwumeczu strzelił PSG dwie bramki, w sytuacji gdy desperacko trzeba atakować i strzelać czym się da – to dla mnie czeski film.
To, że Eryk Choupo Moting jest słaby i niewiele wnosi do gry to wiemy nie od dziś (ja w ogóle nie rozumiem pomysłu na ściąganie go do Bayernu), ale skoro już w tych dwóch meczach grał, zadziwiająco strzelał bramki, a dziś miał, o dziwo, kilka dobrych zagrań, to może jednak powinien zostać do końca, bo a nóż w ostatniej minucie piłka się od niego odbije i znowu wpadnie do bramki, a Martinez (jeśli HDF liczył na jego główki przy stałych fragmentach) mógł zmienić np. nijakiego Pavarda.
Niezależnie od zmian, tradycyjnie zbyt późnych i po niemiecku zaplanowanych miesiąc wcześniej na określony czas w meczu, mam wrażenie, że zawodnicy kolejny mecz grali sami, a trener im się tylko przyglądał.
Oczywiście każdy trener ma swój styl (nieraz niezwykle irytujący) i HDF to nie jest Jurgen Klop, który szaleje przy linii, ale Die Roten przegrywali z PSG od trzeciej minuty dwumeczu, a cały czas grali tak jakby prowadzili trzema bramkami i to zdobytymi na wyjeździe, a trener w tym czasie sprawiał wrażenie jak gdyby nie zamierzał zmieniać ani taktyki, ani intensywności gry.
Budowanie akcji do tyłu, na stojąco, bez ruchu zarówno zawodników bez piłki jak i tych przy piłce, którzy stojąc z piłką bezradnie rozglądali się co z nią zrobić lub przetrzymywali ją zbyt długo, nie miało żadnych szans na skuteczne zaskoczenie świetnie nastawionych i zorganizowanych paryżan.
Tym razem czyste konto zachował Manuel Neuer, będący najlepszym ogniwem zespołu i w końcu rozgrywający znakomity mecz, ale samo to już świadczy o tym, że Die Roten nie mieli argumentów na zwycięstwo, nawet przy zadziwiająco wielkim szczęściu w obronie.
Bayern nie istniał jako drużyna przekonana o swojej sile i zdeterminowana do realizacji swojego planu budowania akcji zakończonej zdobyciem gola, bo takiego planu nie było.
Niestety słabszy Joshua Kimmich nie potrafił wziąć na siebie swojej klasycznej roli libero i dyrygowania tempem oraz sposobem rozgrywania piłki.
Brak ruchu partnerów powodował, że woził się z piłką bez pomysłu lub zagrywał ją do nich niecelnie, a do tego w tej kreacji był zupełnie osamotniony.
Boateng koncentrował się na defensywie (choć trzeba przyznać, że tym razem grał w niej bez większych błędów), Pavard, na prawej stronie, był dość zagubiony i bez ciągu na bramkę, aczkolwiek próbował coś sklecić w akcjach z Sane, ale to w ich wydaniu wszystko tradycyjnie już było zbyt wolne i czytelne.
Wreszcie dobry mecz rozegrał Lucas Hernandes, pokazując, że ma potencjał, chociaż lepiej sprawdzał się w defensywie, bo w ofensywie również i on sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego, co skutkowało licznymi niedokładnymi wrzutkami i stratami. Szkoda, bo mając piłkę powinien dynamicznie wprowadzać ją i rozgrywać na połowie przeciwnika.
Alaba w roli defensywnego pomocnika był zupełnie nijaki.
Słabszy i niepewny Davies sabotował nieco próby Kingsleya Comana, który znowu bardzo chciał, ale wrócił nieco do formuły jeźdźca bez głowy.
Niedokładność piłek z obrony powodowała, że Thomas Mueller próbował wracać i brać się za rozgrywanie, a tym samym osamotniony Eryk Choupo Moting nie miał wielkich szans na zwojowanie zbyt wiele.
Niestety widać było, że brak Roberta i jego umiejętności zrobienia różnicy, pokazał totalną niemoc Die Roten.
Lewy ściąga na siebie uwagę i konieczność asekuracji kilku obrońców, tym samym dając więcej swobody i wolnej przestrzeni swoim partnerom.
Bez tego, wszystkie akcje były za wolne, spóźnione i przy wskazanym wcześniej braku ruchu wszystkich zawodników, nie było z kim grać, a i wypracowanie pozycji do strzału było bardzo utrudnione.
Zespół nie był korygowany z ławki przez trenera i w swojej monotonii popełniał wciąż te same błędy, sprawiając wrażenie, że czeka na... trzeci mecz, w którym w końcu pojawi się Lewy i wygra to za nich.
Zaskakujące jest to, że w całym tym bałaganie w efekcie końcowym (mimo słabej gry) Bayern był o milimetry od sukcesu, bo nawet najbardziej przypadkowa bramka, gdyby tylko wpadła dałaby mu awans.
I pewnie wtedy znowu wszyscy powiedzieliby, że Bayern jest wielki, znakomity i wyjątkowy.
Tylko że tym razem zabrakło im tego szczęścia, ale jako się rzekło – ono sprzyja lepszym.
W związku z tym Die Roten w dość brutalny (ale wyłącznie na własne życzenie) sposób zostali sprowadzeni na ziemię, a teraz to od nich samych zależy, czy się w niej par excellence zakopią, czy wstaną, otrzepią się i ruszą do odbudowywania swojej pozycji na wszelkich możliwych polach.
Ale do tego potrzeba jedności zespołu, trenera i klubu, a co do tego mam obecnie spore wątpliwości.

Ja Ja, Polak mały

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone