Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

01 Paź
2020

Bayern z penta koroną

kategoria: Sport
godzina: 09:20
Udostępnij:

01.10.2020 Wolne Miasto Warszawa (Pamiętamy 1944)

 

Wielkie gratulacje dla Bayernu Monachium, który wczoraj pokonał Borussię Dortmund 3 : 2 w meczu o Superpuchar Niemiec, a po wcześniejszym, szczęśliwym ograniu Sevilli o Superpuchar Europy pokazał, że potrafi zgarnąć dosłownie wszystko co było do zdobycia w tym roku.
Oczywiście w tym wszystkim wielkie uznanie dla Roberta Lewandowskiego, który jest jednym z najważniejszych ogniw zespołu.
Na marginesie, chyba dzisiaj ma odebrać nagrody UEFA dla najlepszego piłkarza Europy w 2020 oraz najlepszego strzelca tej edycji Ligii Mistrzów.
Chapeau bas.
W całej tej euforii nie sposób jednak pominąć niedzielnej katastrofy w ligowym starciu z Hoffenheim (przegrana 1 : 4), gdyż ona dobitnie potwierdza to, o czym wspominałem kilkanaście dni temu, że zespół jest na dopalaczach, oddycha rękawami i wchodzi w bardzo trudny dla niego okres.
Bardzo słabe oceny gry RL9 również i we wczorajszym meczu z Borussią w ogóle mnie nie dziwią, a jedynie potwierdzają moje przewidywania, że Robert jest w fazie agonalnej swojej formy i jak nie odpuści (wspólnie z trenerem), to będzie zarżnięty na długo.
Wracając do meczu z Hoffenheim, to moim skromnym zdaniem (choć rzadko porywam się na krytykę Hansiego Flicka) błędem było sadzenie Lewego na pierwszą połowę meczu na ławkę.
Potrzebne było zdecydowanie się albo - albo.
Albo wierzy, że Robert jest w stanie grać na 100% i wpuszcza go od razu, by grał na maksa i pomagał robić wynik, po czym, o ile Bayern prowadzi – Lewy nie wychodzi na drugą połowę.
Albo uznaje, że widzi, że Robert jest już przyduszony i (zgodnie z moimi skromnymi wcześniejszymi sugestiami) w ogóle nie bierze go pod uwagę na mecz i puszcza go na co najmniej tygodniowy odpoczynek.
Wstawienie Lewego od początku tradycyjnie wymusiłoby na defensywie przeciwnika podwójne krycie i ułatwiło grę oraz dało dużo większą swobodę pozostałym piłkarzom Bayernu (co potrafią szybko wykorzystać), a jednocześnie bardzo ograniczyłoby potencjał ofensywny „Wieśniaków" (Hoffe Dorfverein).
Trzymanie RL9 na ławce pozwoliło Hoffenheim na ustalenie swojej taktyki i tu wielkie brawa dla ich trenera Sebastiana Hoenessa (przypomnę, że znającego na wylot szatnię Bayernu – niedawno prowadząc rezerwy Bayernu wygrał 3-cią Bundesligę) za takie dobranie taktyki i prowadzenie zespołu w trakcie meczu, że wypunktował wszelkie błędy taktyczne i zmęczenie Mistrza.
Porażka, jako taka, nie jest problemem, gdyż po pierwsze to sport, po drugie nie da się wygrywać bez końca, a po trzecie kiedyś musiała przyjść i nic dziwnego, że w meczu, który był rozgrywany praktycznie w 60-tej godzinie po męczącym powrocie z Budapesztu, gdzie zespół rozegrał niezwykle wyczerpujący fizycznie i psychicznie 120 minutowy tasiemiec ze znakomitą Sevillą.
Kto nie wie, czy nie do końca rozumie o czym mowa, niech sobie wyobrazi, że ktoś, kto biegnie swój maraton (przypomnę klasyczny – 42km 195m), dobiegając do mety dowiaduje się, że ma przebiec jeszcze... prawie 15 kilometrów, a i nadal nie będzie miał pewności, że to na pewno będzie już koniec i wygra.
A do tego wie, że niedługo ma zaplanowany kolejny maraton.
Wyjście na boisko na następny mecz, tylko po kilkudziesięciu godzinach przerwy, samo w sobie graniczy z cudem i wiadomo było, że zespół będzie przyduszony.
Te dodatkowe 30 minut z Sevillą to było dla organizmu każdego piłkarza więcej niż zsumowanie wysiłku z dwóch meczów granych dzień po dniu.
Kompletnie został zaburzony cykl pracy i regeneracji, a tym samym optymalny moment na kolejny mecz, który w żadnym razie nie wypadał w niedzielę o 15.30.
Hoffenheim za to było przygotowane w punkt (szacunek).
Ale poprzednio wspominałem już, że hasło bij mistrza na pewno będzie w tym roku wykrzykiwane niezwykle głośno przez wszystkie zespoły.
I nie ma się co użalać nad Bayernem (ani sam Bayern nad sobą), bo jeśli chcesz być mistrzem – pokaż, że nim jesteś, a tu nie ma żadnej taryfy ulgowej i wymówek.
Wczorajszy mecz pokazał, że Bayern wie to doskonale i zrobił swoje, szybko udowadniając, że Mistrzem jest prawdziwym i nieprzypadkowym.
Niemniej jednak mecz z Borussią był niezwykle ciężki i wyrównany, a zwycięstwo wymęczone niemal w ostatniej chwili.
A szczęściem Bayernu było to, że Borussia też jest, delikatnie mówiąc, daleka od optymalnej formy.
Jednakże teraz, zgodnie zresztą z moimi obawami i przewidywaniami, sztuką będzie zapanowanie przez HF nad przemęczeniem, zwłaszcza trzonu zespołu i wprowadzaniem coraz większej liczby równorzędnych zmienników.
Ale problem polega na tym, że utalentowana młodzież potrafiła rządzić w trzeciej lidze, natomiast ich potencjał może być odpowiednio rozwijany tylko wtedy, gdy będą spokojnie, powoli, stopniowo, po kolei uzupełnieniem pierwszego składu.
Nie da się wypuścić w składzie sześciu „rookies" i oczekiwać, że poradzą sobie z każdym. To Bundesliga i Liga Mistrzów, a nie... (no dobra ugryzłem się w język).
Ten balans pomiędzy dawaniem odpoczynku wiodącym zawodnikom i płynnym wprowadzaniem młodych, będzie kluczowy.
Nie każdy ma taką psychikę jak Alphonso Davies, który wszedł jako 19to latek do składu i niemal z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem, wnoszącym do zespołu imponującą nową jakość, niezależnie od klasy przeciwnika i typu oraz fazy rozgrywek.
Jednak czynił to w otoczeniu 10-ciu doświadczonych gwiazd, które ubezpieczały go i w razie czego mogły naprawiać jego błędy.
Podobnie Joshua Zirkzee, swoje niezwykle skuteczne wejścia w końcówkach miał dostając szansę gry, jako jedyny młodziak wśród wyjadaczy.
Utalentowana młodzież najlepiej rozwija się pod skrzydłami mistrzów, gdy nie ma na nich presji ciągnięcia gry i mają pewną swobodę działania oraz zdjętą z nich odpowiedzialność za wynik, za który rozlicza się „starych".
No, ale to są zmartwienia HF, który pokazuje, że jest trenerem wybitnym i sam ma pełną świadomość zagrożeń i presji, jaką w tej chwili on i Bayern będą mieli na sobie.
Po wielkim dołku za Nico Kovaca, gdy w sposób imponujący stworzył z Bayernu zespół, zaczęło się mówić, że mogą coś osiągnąć.
W trakcie upływu sezonu i fantastycznej gry i skuteczności zaczęli być faworytem do różnych sukcesów.
Wczorajszy mecz potwierdził, że nie oddali żadnej lewy i wygrali absolutnie wszystko, ale... od teraz będą w sytuacji, gdy każdy słabszy mecz, wymęczone zwycięstwo, remis, a nie daj Boże porażka będą przedmiotem wielkiej debaty i krytyki wszystkich oczekujących cudów i nadludzkich umiejętności.
A ja zaciskam piąstki i trzymam kciuki, by w jak największym stopniu dali radę, bo jako zespół tworzą kolejną piękną historię.
I mam nadzieję, że niezwykle ważną jej częścią nadal będzie (umiejętnie „zrewitalizowany") Robert Lewandowski.

Ja Ja, Polak mały

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone