Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

12 Paź
2020

Bayern startuje m.in. krzyżakiem RL9

kategoria: Sport
godzina: 13:35
Udostępnij:

21.09.20 Wolne Miasto Warszawa (Pamiętamy 1944)


Ruszyła Bundesliga i ja, jako ktoś kto bardzo mocno trzyma kciuki za Roberta Lewandowskiego znowu śledzę z wypiekami dokonania Bayernu Monachium.

Niesamowity start sezonu (najlepszy w historii klubu, jeśli chodzi o wynik pierwszego meczu) napawa optymizmem i wskazuje, że Hansi Flick zapanował nad niezwykle trudnym okresem króciutkich wakacji i nader szybkiego powrotu do przedsezonowych treningów.

Ponieważ ten koronawirusowy sezon w ogóle był nienormalny i poprzesuwany, a dla Bayernu niezwykle długi (aczkolwiek przy potrójnej koronie równocześnie niezmiernie szczęśliwy), to w zasadzie wszelkie dotychczasowe zasady przygotowywania zespołu do nowego sezonu można było zapewne zamknąć w szufladzie i trzeba było zacząć tworzyć nowe.

Zobaczymy na ile udało się trenerowi poradzić sobie z tym problemem.

Na razie maszyna jaką stworzył HF funkcjonuje niesamowicie sprawnie i nadal robi piorunujące wrażenie.

W tym przypadku chyba najlepiej widać co to znaczy kontakt z zespołem i na czym w ogóle polega stworzenie zespołu.

Wspomnę tylko, że Nico Kovać miał do dyspozycji w zasadzie tych samych zawodników, a nie było ani zespołu, ani oczekiwanych wyników, ani grania w piłkę, bo tego co było widać na boisku wcale nie dało się oglądać.

Nie chcę pastwić się nad NK, więc go już pominę, mam nadzieję, że w AS Monaco się pozbiera i odrodzi, bo wcześniej potrafił przecież pokazać, że zespoły umie prowadzić.

Deklasacja Schalke była oczywiście absolutna i w zasadzie jako zespół nie istnieli, podobnie jak wiele innych drużyn z niedawnych konfrontacji z Bayernem, aczkolwiek śmiem twierdzić, że Schalke jest od ponad pół roku w wielkim kryzysie i w związku z tym nie jest miarodajnym testerem formy Bayernu.

Sądzę, że za tydzień zmienią im trenera, bo niezależnie od klęski z Bayernem nie widać tam żadnych oznak zmiany w ich grze i funkcjonowaniu.

Słabość Schalke nie umniejsza wcale wartości wysokiego zwycięstwa Bayernu, bo 8:0 musi robić wrażenie, co więcej, nie wykluczone, że kolejny mecz Bayern też wygra wysoko, gdyż ten walec od pół roku miażdży równo wszystkich na swojej drodze.

Należy jednak patrzeć na rozpoczęty sezon jako na niezwykle długą i żmudną wspinaczkę zwłaszcza, że hasło bij mistrza będzie miało w tym roku co najmniej potrójną moc.

A w związku z tym Bayern potrzebuje długiej ławki i wielu równorzędnych zawodników.

Mam wrażenie, że HF panuje nie tylko nad pierwszą jedenastką, ale w sposób bardzo umiejętny prowadzi też tę drugą, z której coraz więcej młodych zawodników wchodząc na boisko wnosi do gry nową jakość i zaczyna być pełnowartościowymi zmiennikami, z przekonaniem wskazującymi, że za moment będą gotowi przejąć w zespole poważniejsze role.

Niezwykły jest też stopień rozkwitu i poziom przemiany sportowej prezentowany przez wszelkich zawodników pod skrzydłami HF i to nie tylko wspomnianej młodzieży, ale i tych już wcześniej wiodących, którzy teraz przechodzą na jeszcze wyższy poziom.

Joshua Kimmich, który od zawsze był ciekawym i nietuzinkowym zawodnikiem zaczyna pełnić nową funkcję bo poza łatwością i skutecznością z jaką gra na różnych pozycjach i w różnych liniach to… w moim odczuciu, potrafi przywrócić do życia rolę libero i mam wrażenia, że sam Kaiser musi przyznać, że JK jest w tym… nie gorszy od niego.

Może to dla wielu jeszcze zabrzmieć obrazoburczo, ale piłki z czasów Beckenbauera chyba nie da się porównać z obecną, a moim zdaniem Joshua już teraz ma papiery na to, by stać się kolejną legendą Bayernu.

Serge Gnabry i debiutujący Leroy Sane zagrali koncert, a ten drugi potwierdził, że będzie wielkim wzmocnieniem siły ofensywnej i może trwale i skutecznie przejąć schedę po Robenie.

Thomas Mueller nadal przeżywa drugą młodość i potwierdza, że Bayern jest jego domem, a ja wreszcie z przyjemnością patrzyłem na Lucasa Hernandesa, który powoli, po roku, zaczyna pokazywać, że jest wartościowym zawodnikiem.

I nawet Jerome Boateng grał bezbłędnie, choć niezmiennie twierdzę, że jest na agrafkach i lada moment nie da się już go złożyć do kupy, a zatem nie ma co opierać na nim defensywy. Oczywiście brak Daviesa i Alaby oraz odejście Alcantary dało mu miejsce w składzie, ale sądzę, że to jest już łabędzi śpiew.

Nicklas Sule jest coraz poprawniejszy i solidniejszy, aczkolwiek artyzmu się po nim nie spodziewam.

Benjamin Pavard i Leon Goretzka nie zeszli co prawda poniżej oczekiwań, choć nie był to według mnie ich mecz życia.

Gdyby nie to, że Manuel Neuer tradycyjnie (i dobrze) biegał po 30m metrze – pewnie w ogóle nie byłby widoczny, ale to raczej wina Schalke.

RL9 moim skromnym zdaniem nie zagrał jakoś wybitnie, choć widać było, że odegrał bardzo ważną rolę.

Typowo zresztą, bo ponieważ stanowi tak duże zagrożenie, to musi mieć podwojone krycie (a tym samym dodatkowe utrudnienie już każdego dojścia do piłki), co równocześnie daje więcej luzu innym, a to znakomicie wykorzystali Gnabry i Sane, potwierdzając, że teraz będzie jeszcze trudniej zatrzymać Bayern.

Bramka i dwie asysty, to jednak za mało jak na mecz na 8:0.

I nie piszę tego z jakąś pretensją, tylko stwierdzając, że kilkukrotnie brakowało mu… czucia piłki i timingu.

I mam wrażenie, że to jednak zbyt krótki wypoczynek po niezwykle intensywnym sezonie (a może też i wpływ medialnego zamieszania z pozwem Cezarego Kucharskiego, który na pewno wybił go ze sfery komfortu).

Lewy musi odpocząć, potrzebuje przynajmniej kolejnego tygodnia w ogóle bez i z dala od piłki, bo inaczej problem będzie się pogłębiał.

Ale oczywiście pokazał wielką klasę i kilka markowych zagrań, choć przy karnym, mimo że muśnięty, to uważam, że przyaktorzył. Sam karny to już klasyka, a asysta przy golu Jamala Musiali to oczywiście świetny przegląd pola gry i podanie na wolne pole, ale to że padł gol to już wypracował sobie sam Jamal mijając kilku obrońców (na marginesie świetny debiut i kolejny duży potencjał).

Oczywiście nie sposób pominąć asysty przy bramce na 6:0 strzelonej przez Muellera, gdy piłkę dograł krzyżakiem.

To było dowodem zarówno najwyższego kunsztu piłkarskiego Roberta, jak też luzu, spokoju, radości z gry i niezwykłego zgrania całego zespołu.

I to jest według mnie zupełnie normalne, że przy stanie 5:0 gra drużyny zaczyna przypominać luźną gierkę treningową.

Natomiast słyszę, że pojawiły się w Niemczech głosy (np. Lothara Leuschena z "Westdeutsche Zeitung"), że tego typu zagranie było przejawem braku szacunku dla rywala i… że to dyskwalifikuje RL z wyścigu o złotą piłkę.

No powiem, że większej bzdury to już nawet w naszej polityce dawno nie słyszałem.

Pan Lothar, kimkolwiek jest (nawet mi się nie chce sprawdzać), nie będzie na pewno dla mnie autorytetem w żadnej dziedzinie, bo jeśli opowiada tego typu brednie na inne tematy, to znaczy, że nie ma o niczym pojęcia, a mówi byle co, bo mu za to płacą, tylko nie wiem dlaczego.

I nie chodzi tu o naszą narodową dumę, bo się czepia Roberta.

Chodzi o zasady fair play, którymi się zasłania, bo albo ich nie rozumie, albo chce je wypaczyć.

Przy takim podejściu niedługo będzie postulował, żeby karać ujemnymi punktami zespół, który wygrywa różnicą więcej niż trzech bramek lub tyle prowadząc nie zdjął trzech zawodników, by wyrównać szanse.

Założenie siatki pewnie byłoby karane rzutem karnym, a gol przewrotką dożywotnią dyskwalifikacją.

To jest sport, walka najlepszych z najlepszymi, a nie podwórkowe zabawy przypadkowych przechodniów.

Nikt nikomu nie kazał być zawodowcem i stawać do rywalizacji.

Co prawda mówimy, że to są wojownicy, ale do cholery to nie są gladiatorzy i trzymani w kajdanach niewolnicy.

Zawsze mogą zrezygnować z gry w piłkę i zatrudnić się w Westdeutsche Zeitung.

Fair play i szacunek dla rywala wymagają gry na najwyższym możliwym poziomie i w sposób dążący do absolutnego mistrzostwa.

Takie zachowanie, wymagające wzniesienia się na wyżyny umiejętności pokazuje, że przeciwnik ma jakąś rangę i wymaga od zawodników szukania rozwiązań niekonwencjonalnych, niespodziewanych i wyjątkowych.

I dlatego Bayern grał, strzelał i wygrał 8:0, a Lewy, tak jak pozostali, dwoił się i troił, by ogrywać przeciwników, podawać do partnerów, strzelać i zdobywać kolejne bramki.

W przeciwnym razie po 3:0 graliby sobie w dziada w rogu boiska lub trzymali tam do końca piłkę przy narożnej chorągiewce niczym Włodek Smolarek w meczu z ZSRR w 1982 roku. (A czy to było fair? No przecież też było i nie było zakazane, choć było anty piłką i ogólnie było nudne i prostackie, ale w danym momencie niezwykle skuteczne i najważniejsze, że w efekcie dało nam półfinał).

Niesiony swoją filozofią Pan Lothar wystąpi zapewne o odebranie Bayernowi Pucharu Ligii Mistrzów, bo powieźli Barcelonę 8:2, a jakże to strzelać tyle bramek drużynie Messiego i to jeszcze nie mówiąc przed akcją kto, kiedy i w który róg będzie strzelał.

Nikt zawodnikom Schalke nie bronił podawać do siebie krzyżakiem, zakładać Lewemu siatki ani przebiec przez całe boisko żonglując, a następnie strzelić Neuerowi cztery razy w okno z przewrotki.

I zapewniam, że nie robili tak wcale nie dlatego, że powstrzymywało ich przekonanie, że naruszyliby zasady fair play… a powód był trywialny i absolutnie oczywisty.

Ja postawiłbym tezę odwrotną, to zawodnicy Schalke zagrali nie fair, na poziomie, który ma się nijak do wymaganego w Bundeslidze, przyjechali na mecz z Mistrzem poprzedniego sezonu (o innych trofeach nawet nie wspomnę) i nie wykazali wymaganego zaangażowania, gryzienia trawy do ostatniego gwizdka ani walki o każdą piłkę, a właśnie brakiem tego wszystkiego to oni nie okazali należnego mistrzom szacunku.

Jedyne, co ich ratuje i lekko usprawiedliwia to to, że… nie tacy jak oni ostatnio dostawali po 8 goli, ale tak naprawdę to przecież żadne pocieszenie dla prawdziwego, szanującego się, ambitnego sportowca.

Jeśli jakikolwiek sportowiec miałby się mazgaić, bo przegrał z mistrzem, który ociera się o artyzm – to niech lepiej zajmie się szydełkowaniem przy herbatce z rumianku, bo zaniża poziom i ciągnie wszystkich w dół.

A zawodowcy na pewno nie potrzebują niańki ani Pana Lothara, który w sportowej rywalizacji zakazałby możliwości pokazania swoich umiejętności, bo to może naruszyć czyjeś uczucia religijne.

Może już nie pamięta, że kiedyś zwycięzcę… losowano.

No to było dopiero fair play, choć gwoli prawdy to trzeba dodać, że o ile z kolei ja pamiętam, to przedtem trzeba było być równorzędnym przeciwnikiem, a losowanie następowało dopiero, gdy dwa mecze nie wyłoniły zwycięzcy.

W NBA grają nawet po 7 spotkań, by wyłonić lepszego i nikomu nie przychodzi do głowy niczego losować, a wygranie 4 : 0 i popisy techniczne są powodem do dumy i wyrazem najwyższego zawodowstwa.

Dobrze, że AIR JORDAN już nie gra, bo za akcje jakie robił i jak wkręcał przeciwników, w połączeniu z rzutami i wsadami, to Pan Lothar kazałby go aresztować.

A my pamiętamy go jako koszykarza wszechczasów, zawsze mającego szacunek dla przeciwnika.

A to, że robił wszystko lepiej – no Panie Lothar – na tym polega mistrzostwo.

Jeśli profesjonalni sportowcy z Schalke chcą udowodnić swoją wartość, to muszą się podnieść, zacisnąć zęby, ciężko pracować i… jak najszybciej wygrać z kimś mocnym 8:0, strzelając krzyżakiem, przewrotką, nawet ch…m, a potem mają wyjść na kolejny mecz z Bayernem i wygrać, lub przynajmniej zagrać na 100%.

Bo to jest właśnie prawdziwe Fair Play.



Ja Ja, Polak mały

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone