Zapraszam do zapoznania się z moim
tomikiem poezji "Drżenia niedojrzałości"

Sprawdź

01 Lip
2023

Dramat na promie Stena line

kategoria: Polityka
godzina: 15:47
Udostępnij:

Wolne Miasto Warszawa, 01.07.2023


Od kilku dni (od przedwczoraj) zaskakują wszystkich informacje związane z dramatem jaki rozegrał się na promie w drodze z Polski do Szwecji.

Piszę na promie, choć to co najgorsze działo się właściwie poza nim, ale tak naprawdę zmienna sytuacja wskazuje, że lwia część dramatu rozegrała się jeszcze na pokładzie.

Zdarzenie, które początkowo wyglądało (z relacji) na nieszczęśliwy wypadek 6 letniego dziecka, które przypadkiem wypadło za burtę, a bohaterska matka bez wahania skoczyła za nim z wysokości ca. 20m, by je ratować – po docieraniu badających tę sprawę do kolejnych informacji, zaczyna wyglądać na bezdusznie, a przynajmniej teoretycznie „na zimno", zaplanowany horror.

Wczorajsza wiadomość o śmierci obojga, pomimo ich podjęcia z wody i przetransportowania do szpitali w Szwecji, niestety nie kończy tego dramatu, bo zdaje się, że to nie był nieszczęśliwy wypadek...

Ostatnie informacje wskazują na to, że było to zabójstwo-morderstwo dziecka (poprzez wyrzucenie go za burtę) i samobójstwo matki, skaczącej do morza po śmierć, a nie po to, by ratować dziecko.

Pewnie w kolejnych dniach dowiemy się wielu szczegółów wskazujących na potencjalne powody tak dramatycznego, ale jednocześnie nieludzkiego działania matki, choć prawdopodobnie należy założyć, że do tej desperacji musiała doprowadzić ją jakaś rodzinna gehenna lub choroba, ale ja chciałbym też wskazać na kilka rzeczy, które w tej sprawie zaskakują mnie nie mniej niż ten dramat, a w zasadzie powodują, że sądzę, że zawinili tu też ludzie wokół.

I nie myślę tu o nikim w kategoriach – czy nikt nic nie widział, czy nie mógł zapobiec, pomóc, powstrzymać, itd.

Myślę o „akcji" ratowniczej i działaniach załogi promu.

Nie znam się na tym, nie jestem ratownikiem morskim ani marynarzem, nie znam procedur ani najnowszych zdobyczy techniki, ale... kosztująca pewnie oczy z głowy akcja, wykorzystująca do tego śmigłowce, które przyleciały ze Szwecji, jakieś łodzie i sam prom, który podobno nie popłynął dalej, tylko zawrócił... teoretycznie zakończona rzadkim sukcesem (na tamten moment), polegającym na ich odnalezieniu i wyłowieniu jeszcze żywych – dla mnie, laika i mądrali, wydaje się dość dziwna.

Bezczelnie zakładam, że na każdym promie, pod dyktando Kapitana, pracuje sprawna i wytrenowana załoga, przygotowana na rozmaite „morskie" zdarzenia, a hasło: „człowiek za burtą" jest pewnie najczęściej ćwiczoną opcją reakcji i automatyzmu podejmowanych działań, jeszcze przed: „ogień na pokładzie", czy „góra lodowa rozcięła nam pół prawej burty po długości i toniemy, dzwońcie po Carpathię".

Abstrahuję już od dzisiejszej technologii pozwalającej latać na księżyc i wiedzieć gdzie co jest w kosmosie w odległości zyliona lat świetlnych od nas, ale, na Boga, szukanie przez godzinę „rozbitków" na spokojnym, gładkim morzu, w środku dnia, przy bezwietrznej pogodzie to... co najmniej szoooook.

Ja rozumiem, że do Szwecji było ca. 100 km i śmigłowce nie latają z prędkością światła, rozumiem też, że prom nie daje po hamulach, nie zrywa asfaltu, nie staje dęba z piskiem opon i za dziesięć sekund, na wstecznym, nie wraca na wskazane miejsce, to oczywiste.

Jednak nowoczesny prom wyposażony w kamery, monitoring, liczną załogę i tłum pasażerów, który wszystko widzi, dużo nagrywa i w zasadzie reaguje natychmiast – ma chyba możliwości odpowiedniej reakcji poza... „O k...a!!!".

Z tego co wiem Kapitan reagował, poinformował kogo trzeba, wydał rozkazy, zawrócił, uspokajał pasażerów – pewnie wszystko OK.

Tylko jak to jest, że skoro było wiadomo, że „skoczyli", to załoga nie rzuciła za nimi 10 kół ratunkowych – nawet nie po to, by oni mieli do nich podpłynąć czy się ich złapać – bo zakładam, że byli daleko od siebie i mogli być nieprzytomni po uderzeniu w wodę (nadal żyli, gdy ich potem wyciągano), ale po to by łatwiej określić i wiedzieć gdzie oni mogą być.

Dlaczego nikt nie wystrzelił w te miejsca kolorowych flar, które palą się i długo zostawiają na wodzie kolorowe smugi czy nie wyrzucił jakichś boi, czy innych znaczników, nie mówiąc już o zrzuceniu tratwy ratunkowej, którą byłoby widać z Bieguna Północnego, a gdyby przypadkiem topielcy się ocknęli, nawet w szoku, mogliby próbować kierować się do niej.

Ile czasu może trwać spuszczanie na wodę szalupy ratunkowej (z silnikiem), gotowej do rozpoczęcia akcji ratunkowej?

Rozumiem, że w czasie, gdy jedni zajmują się „zawracaniem", inni kontrolują miejsce „wypadku" i je „zabezpieczają".

A jakieś drony albo odblaskowe, migające, pływające znaczniki nadające sygnał GPS gotowe do wypuszczenia za rufą itp.?

Należy być wdzięcznym Szwedom, że tyle zrobili, ale mam wrażenie, że sam system działań jest do dupy.

Oczywiście jak ktoś chce się zabić, to to zrobi, na pokładzie, w maszynowni, na decku parkingowym, nawet w windzie, czy na schodach, a to samobójstwo (rozszerzone) nie jest ani pierwszym, ani ostatnim.

Chodzi mi o świadomość jak to działa i jaką szansę mają ci, którzy za burtą znajdą się naprawdę przypadkiem.

Nie oczekuję, że każdy prom będzie miał na pokładzie trzy śmigłowce i dwa zastępy nurków głębinowych, ale system ratowania pasażerów musi działać, bo nie zawsze Szwecja jest tak blisko.

Boję się, że system jest nastawiony na dojenie pasażerów i ich zabawianie (zresztą na ich życzenie i żądanie, bo często taki rejs to niezła impra i tylko to się liczy), a to czy przy schodzeniu na ląd zgadza się ich liczba w stosunku do tej „zaokrętowanych" to już nie ma żadnego znaczenia.

Ważne wydaje się to, by zostawili kasę.

Nawet przed skokiem, a zwłaszcza ci co skaczą, bo się zmarnuje.

Pozostali może będą wracać, to się ich jeszcze dodoi.

Życie...

Dla jednych to normalka, dla innych ciężar nie do zniesienia.

Jeden system działa, inny nie.

A szkoda.

 

Ja Ja, Polak mały

 

PS

Może nie mam racji, wszystko grało i buczało, a jakiś zawodowiec mnie uświadomi, że zrobili więcej niż się da, i spowoduje, że będę musiał przepraszać „system" i działających w jego ramach ludzi, ale na razie mam jednak poczucie, że to oni zawiedli...

A to boli bardziej niż własna ignorancja, niekompetencja, niefrasobliwość i nieznajomość tematu - a akurat tym razem wolałbym, żeby okazało się, że to ja nie mam racji i mądrzę się bez sensu.

 

Komentarze (0)
Dodaj komentarz»
© Wszelkie prawa zastrzeżone